Szwajcario! Kiedyś Cię oswoję!

 

 

 

Tekst powstał w ramach projektu Klubu Polek na Obczyźnie. Piszące kobiety-emigrantki z różnych miejsc na świecie opowiadają o tym, jak zmieniło się ich postrzeganie kraju, w którym mieszkają. Ja podeszłam do tematu nieco inaczej i postanowiłam opisać, jak emigracja zmieniła mnie.

W październiku miną trzy lata odkąd przeprowadziłam się do Szwajcarii. Niby niedługo, ale dla mnie ten czas był chyba najbardziej intensywnym i pouczającym czasem w życiu.

Nie jestem ekspatką, jestem emigrantką. Nie dostałam zagranicznego kontraktu od firmy, nie siedzę w korporacji, nie dostaję co miesiąc czterozerowych przelewów we frankach. Dziwne, co? Przecież Szwajcaria to kraj bankierów, więc jak to emigrować tu nie do pracy? Moja emigracja nie była przymusowa, nie przyjechałam „za chlebem”, ale dobrowolnie, choć nie do końca racjonalnie, bo kierując się sercem. Nie była to też moja pierwsza przeprowadzka za granicę i być może dlatego myślałam, że skoro poprzednio nie było trudno, to tym razem pewnie też „jakoś to będzie”. No cóż..

Wyjazd do Szwajcarii przydarzył mi się w kluczowym momencie życia. Od kilku lat mieszkałam w Warszawie, spełniałam się zawodowo, można nawet powiedzieć, że robiłam karierę, jeśli zarobki równe dwóch-trzech średnich krajowych uznamy za jej wyznacznik. Tym bardziej rezygnacja z wygodnego, łatwego i dobrze rokującego życia nie przyszła mi łatwo. Choć teraz wiem, że przyszła w odpowiednim momencie.

Ponieważ jestem tu już na tyle długo, aby móc zaobserwować kilka etapów mierzenia się z krajem i emigracyjną rzeczywistością, postanowiłam podzielić mój tekst, a tym samym moje doświadczenia, na kilka rozdziałów. Pierwszy to..

Szwajcario – nienawidzę Cię!

Szwajcaria jest trudnym miejscem do emigracji. Tu nie przyjeżdża się z nastawieniem: jakoś to będzie. O tym przekonałam się dość szybko i stało się to przyczyną mojej początkowej frustracji. Ja, z magisterką i podyplomówką, po studiach na trzech uniwersytetach w Polsce i za granicą, z wyuczonym angielskim, kilkuletnim doświadczeniem zawodowym, mającą przed sobą świetlaną przyszłość w branży.. nagle.. nie mogę znaleźć pracy! Szok, wstyd, płacz. Moje życie wyhamowało i pojawiła się nieznana mi dotąd wizja siedzenia w domu i gotowania obiadków dla męża. Nigdy nie zapomnę wizyty w biurze doradztwa zawodowego, gdzie opowiadałam schludnej siwej pani z zegarkiem szwajcarskiej kolei SBB na nadgarstku o swoim życiu, a jej oczy robiły się coraz większe i większe.. „To co Pani chce tu u nas właściwie robić?” – zapytała. No właśnie, co? Musiałam znaleźć pomysł na siebie, a Szwajcarzy mi tego nie ułatwiali. Niby uśmiechnięci, ale mistrzowie świata we wbijaniu szpil. Nie byłabym sobą, gdybym po prostu się z tym pogodziła. Postanowiłam wycisnąć z nowej sytuacji, ile się da. Mniej więcej po roku życia na emigracji, pełnym rozczarowań, wielu momentów załamania i depresyjnych nastrojów, weszłam w kolejną fazę..

Szwajcario – jesteś piękna!

To przyszło nagle, jak oświecenie.. Zrozumiałam, że skoro moje życie nie będzie już wyglądać tak, jak przedtem, to po co za wszelką cenę próbować w nowej rzeczywistości wpisywać się w stary schemat. Zaczynam wszystko od nowa – to szansa, którą wielu chciałoby mieć, a ja ją właśnie dostałam i mogę teraz pokierować sobą, tak, jak tylko chcę. Najpierw zaczęłam biegać. To pomagało mi pozbierać myśli i dało zajęcie, którego tak bardzo potrzebowałam. W ten sposób powoli, stopniowo – ja, pracoholiczka! – zaczęłam odkrywać, że życie to nie tylko praca. Doceniłam wartość pasji. Zajęłam się winem, które zawsze mnie interesowało, ale w Warszawie miałam jedynie czas, aby je pić, a nie zajmować się nim na poważnie. Zaczęłam pracować w winnicy (tak, Pani Dziennikarka w polu!), zrobiłam kurs w Toskanii i tak powoli, powoli oswajałam się z myślą, że może to będzie kiedyś mój nowy zawód. Tym razem jednak podeszłam do sprawy bez niezdrowej ambicji – uda się, to fajnie, nie uda – trudno. Było kilka dorywczych prac, nowe kontakty, ciekawi ludzie po drodze. Inwestowanie w siebie i w swoje pasje stało się moim sposobem na radzenie sobie z emigracyjną rzeczywistością. Wrzuciłam kolejny bieg.

Szwajcario – chcę Cię oswoić!

Nie mam pracy, co dla mnie oznacza tylko tyle, że nie siedzę osiem godzin dziennie za biurkiem, czekając z utęsknieniem na piąteczek. Mam zajęcia. Piszę bloga, bardzo dużo podróżuję, jeżdżę na rowerze, chodzę po górach, zajmuję się psem, uczę się języków.. Życie znów przyspieszyło, tym razem jednak to ja nadaję mu tempo. Emigracja pozwoliła mi zrozumieć, że praca to nie tylko zarabianie pieniędzy, że moja rola w rodzinie, społeczeństwie, świecie nie ogranicza się do „dokładania” do budżetu czy robienia zakupów i powiększania produktu krajowego brutto. Wiele z Was pomyśli pewnie – no tak, szczęściara, nie pracuje, bo nie musi. Wiem, że to ogromny przywilej (nie brak pracy, ale możliwość poszukiwania tej wymarzonej), za który codziennie jestem wdzięczna. Tylko tyle i aż tyle.

Co poza wizją pracy zmieniła we mnie Szwajcaria? Podejście do obcych ludzi. Mówienie Grüezi (szwajcarskie dzień dobry) mijając sąsiadów, pytanie o wolne miejsce w pociągu, dziękuję, proszę, z uśmiechem, choćby wyuczonym, ale jak bardzo ułatwiającym codzienne życie. Szwajcaria (głównie w osobie mojego męża i jego przyjaciół) nauczyła mnie też podchodzenia do życia minimalistycznie, koncentrowania się na doświadczeniach, zamiast na przedmiotach. Butelka wina, wycieczka za miasto, dobra kolacja, wyjście do kina – to wystarczy, żeby poczuć się wyjątkowo. I jeszcze jedno – tym razem z kobiecego punktu widzenia – Szwajcarki nauczyły mnie, że niepofarbowane włosy i brak makijażu to nic złego. Ba, nawet można z tym żyć i dobrze wyglądać ;)

Teraz to, co najważniejsze – pogodziłam się z krajem, który, z pomocą losu i przypadku, wybrałam do życia. Szwajcaria, choć ma swoje wady, jest piękna, bezpieczna, dostatnia i daje ogrom możliwości – czuje się szczęściarą, że mogę tu mieszkać! Polska wciąż jest moją ojczyzną, ba – za każdym razem, kiedy tam jestem, odkrywam ją na nowo. Wiem też, że tak jak mówi nazwa mojego bloga – I’m not Swiss – nie jestem i nigdy nie będę Szwajcarką. Gdzie jest w takim razie mój dom? Tu i tu. I tak już pewnie będzie zawsze, więc zaakceptowałam to i zaczęłam myśleć: to jest przygoda mojego życia!

Na koniec powiem Wam w tajemnicy – od niedawna nabrałam odwagi, aby zacząć kreować także mój świat zawodowy. Zniechęcona poszukiwaniem „idealnej” pracy, staram się wystartować z własnym biznesem, bo niby dlaczego nie spróbować? Zamierzam też nadal podróżować – lokalnie i globalnie – bycie w drodze stało się sensem mojego życia. Jestem w fazie EMIGRANTKA-JESZCZE-NIE-DO-KOŃCA-SZCZĘŚLIWA-ALE-ZADOWOLONA. Szwajcario – kiedyś Cię oswoję!

Agnieszka Kamińska

I’m not Swiss

 

 

13 myśli w temacie “Szwajcario! Kiedyś Cię oswoję!

  1. Trochę mnie przeraziło to ” Warszawa, wygodne życie, dwa fakultety” i nie mogę znaleźć pracy, bo to jakbym czytala o sobie. Na razie moje dwa lata w Szwajcarii to dwoje maluchów, ale w przyszłym roku chce znaleźć prace. I też mi się (jeszcze) wydaje, ze przecież jestem świetnym specjalistą, z wieloletnim stażem, wiec prędzej czy później znajdę dobrą prace. Trochę się boję tego rozczarowania

    Polubienie

  2. Wspaniały wpis! :) Ja też byłam w podobnej sytuacji, gdy wyjeżdżałam z Warszawy do RPA. I choć pracę znalazłam tam szybko (bo czułam presję, że muszę znów zarabiać i być niezależna), to po kilku miesiącach bycia sfrustrowaną i nieszczęśliwą (miałam koszmarnego szefa, który doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego) podjęłam w końcu decyzję: rezygnuję z tego stanowiska. Miałam oczywiście wsparcie mojego partnera, ale mój problem polegał na tym, że ja zawsze pracowałam na siebie, zawsze miałam swoje pieniądze itd., a tu nagle zostałam bez pracy i nie wiadomo było, kiedy znów coś znajdę. I tu też doszłam to tego etapu, co Ty, czyli do odkrywania i pielęgnowania swoich pasji, zaczęłam pisać blog, dużo czytać, wróciłam do nauki francuskiego, itd. I też oczywiście słyszałam komentarze, że takiej to dobrze, bo nie musi pracować, to sobie może spać do późna i robić, co jej się podoba, ale postanowiłam mieć to w nosie. W końcu to moje życie i nikomu nic do tego ;) Przez te sześć miesięcy przerwy od pracy na etacie odżyłam, uspokoiłam się, a to mi właśnie wtedy było potrzebne. Wspaniale, że się rozwijasz (ja też uwielbiam wino!), trzymam mocno kciuki za własny biznes! :)

    Polubienie

    • Cieszę się, że myślimy podobnie! Na początku też się zastanawiałam, a co pomyślą sobie znajomi, przyjaciele, bliscy? Oho, obija się, w garach siedzi, na utrzymaniu chłopa, a taka z niej niby feministka.. Haha! A obie wiemy, że tu chodzi o coś zupełnie innego :) Grunt to mieć odwagę, aby żyć tak, jak się chce. Pozdrawiam i życzę wytrwałości!

      Polubione przez 1 osoba

  3. Pingback: PROJEKT LETNI: JAK ZMIENIŁO SIĘ NASZE POSTRZEGANIE KRAJU EMIGRACJI - Klub Polki na Obczyźnie

  4. świetni napisanie czuje się wprawne pióro …trzymamy kciuki za Twój nowy biznes.. prawde mówiąc, jest to dla mnie nieco zaskaujące czytając i o Szwajcarii jak i także o Holandii gdzie jest bardzo nieskie bezrobocie a jednak rynek pracy jest zaskajująco hermetyczny .Mam trzy córki i jednak jest nieco innego zdania bo niestety łaska pańska często na pstrym koniu jeżdzi i staram się je przekonać by zawsze miały swoje dochody i swoje konto bankowe, które daja niezależność choćby nawet książe na rumaku się pojawił bo takowych niewielu a czasem rumak może też pogalopować w inną stronę :^)

    Polubienie

    • Masz całkowitą rację – ucz córki samodzielności, także finansowej! Dla mnie to bardzo ważne, choć teraz wiem też, że chwilowe „odpuszczenie” nie powoduje, że dzieje się coś złego. To też trzeba umieć, jeśli sytuacja zmusza.. A książe na rumaku zdarza się tylko w bajkach :) Pozdrawiam ciepło!

      Polubione przez 1 osoba

  5. Świetny tekst, mam nadzieje, że kiedyś powstanie kolejny, ale już bez „nienawidzę”:)
    Trochę mnie zmartwilas… za miesiąc przeprowadzam się do Zurychu i perspektywa braku pracy mnie przeraża. Tak samo mam dwa fakultety, które do siebie nijak nie pasują i wcześniej pracowałam w różnych branżach. Od 3 tygodni wysyłam cv i dzień nie ma czegoś takiego jak dzień bez nein :(

    Polubienie

Dodaj komentarz